17 maja 2014

Mark Yaggie: przestrzeń, w której żyjemy, powinna nas kształtować

aut. Mark Yaggie ("Stops along the way")
////

Mark Yaggie jest fotografem zamieszkałym w Portland w stanie Maine, USA, gdzie przeprowadził się z San Diego, z Kalifornii. Ukończył Brooks Institute w kalifornijskim Santa Barbara.

Dorastałeś w Kalifornii, teraz mieszkasz w Maine. Jak opisałbyś to ostatnie miejsce, praktycznie nieznane dla przeciętnego obcokrajowca? Nauczyłeś się czegoś jako fotograf żyjąc w tych dwóch środowiskach zlokalizowanych na różnych wybrzeżach USA?

Mark Yaggie: opisując Maine – powiedziałbym, że to w pewnym stopniu relatywne. Jeśli byłeś w miarę zaznajomiony z tym regionem Stanów (Nową Anglią) albo chociaż ze wschodnim wybrzeżem, Maine jest czymś, co mógłbyś sobie wyobrazić albo przynajmniej coś, o czym słyszałeś. Dorastałem na drugim krańcu państwa, na przedmieściach w południowej Kalifornii, co pod wieloma względami jest stanowi przeciwległy koniec spektrum rzeczywistości, dlatego zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać.

Maine jest trudne, dosyć odludne, głównym przemysłem jest bardzo sezonowa turystyka, a zimy są długie i mroźne. Ale mając to na uwadze, jest także niewiarygodnie piękne, tutejsze światło jest fenomenalne, a natura jest wyraźnie obecna wszędzie wokół ciebie. W Kalifornii zazwyczaj trudno było mi fotografować krajobrazy w sposób, który byłby interesujący. Nie że nie mogłem tego zrobić, ale w porównaniu z lokalnymi kolorami, światłem, niebem... Cóż, po prostu pozwala ci to skupić się tylko na kompozycji, bo o wszystko inne już zadbano.

Kiedy i jak odkryłeś siebie jako ktoś, kto chce robić zdjęcia i pokazywać je innym?

Zacząłem robić zdjęcia w szkole średniej jako dzieciak. Nie byłem atletą ani bardzo dobry w szkole, więc prawdopodobnie podjąłem zajęcia z fotografii żeby uciec od robienia czegoś innego. Spodobał mi się proces, zwłaszcza robienie odbitek i praca w ciemni. Miałem niezłe oko do kompozycji i kontynuowałem to. Przeszedłem kursy w koledżu i skończyłem w całkiem renomowanym instytucie, który miał znakomitą opinię w zakresie techniki. Ale to była szkoła, która skupiała się na fotografii jako biznesie i nie eksplorowała specjalnie teorii albo historii sztuki, czego dziś żałuję. Ludzie wydają się lubić moją pracę. To chyba pozwala mi pozostać aktywnym, próbując się rozwijać i badać, co mogę z tym medium zrobić. Jednak oddałbym to wszystko żeby zostać doskonałym ilustratorem albo malarzem (śmiech).

Czego poszukujesz w fotografii?

Przyciągają mnie dobre kompozycje. Zwykle znajduję odpowiednie okoliczności lub miejsca, które uważam za interesująca i czekam na idealny moment w ciągu dnia albo padające światło. Czasami będę fotografował miejsce lub przedmiot wielokrotnie, czasami z tym przesadzam. Zrobiłem niektóre z moich najlepszych zdjęć pod wpływem chwili, ale mam inne, robione mnóstwo razy, czekając na najlepsze światło, niebo czy cokolwiek potrzebnego, by zadziałało. Mam swoje projekty, które trwają rok po roku, dla niektórych znajduję koniec całkiem szybko. Seria „Kelp and ice” wyszła z przypadkowego odkrycia, które uznałem za naprawdę ciekawe. Jednak po kilku zimach zdjęć na wodzie, przy temperaturze poniżej zera, mam tego raczej dość.

W pracach innych ludzi najbardziej poszukuję dobrego wykorzystania światła. Można teraz uzyskać wiele efektów w post-produkcji, ale kiedy widzę kogoś, kto potrafi robić portret i zrealizować to na planie ze światłem, naprawdę to szanuję. Zawsze uwielbiałem prace Alberta Watsona. W czasach przed epoką cyfrową potrafił zrobić tak wiele ustawianym światłem i fenomenalną techniką pracy w ciemni.

aut. Mark Yaggie ("Kelp and ice")
Zatem patrzysz na fotografie z perspektywy estetyki czy jest jeszcze rodzaj historii, którą starasz się opowiedzieć poprzez obrazy? W odniesieniu do tego: odkładając na bok teorie o nieistnieniu obiektywnego oka, na ile osobiste na poziomie świadomości są tak naprawdę twoje zdjęcia? Wydaje się być dokumentalistą, który jest raczej mało skupiony na sobie, a to dosyć rzadkie we współczesnych trendach fotografii.

Estetyka? W głównej mierze, tak. Jestem tylko obserwatorem i kiedy mi się poszczęści udaje mi się zrobić dobre zdjęcie. Są okazje, kiedy konieczne jest oddać się temu bardziej niż jest to dla ciebie wygodne, a czasami robisz rozeznanie żeby trafić do miejsca z dobrym potencjałem na zdjęcie. Często jednak to nie działa i nie udaje ci się nic zrobić. Jednocześnie możesz jechać wzdłuż szosy i oto jest, najlepsza fotografia, jaką zdołasz zrobić przez cały rok. Wystarczy tylko się zatrzymać i sfotografować.

Zwykle staram się opowiedzieć historię tylko jeśli to, co fotografuję jest historią, np. zlecony projekt, a nawet wtedy miewam z tym problem. Poszukuję dobrych zdjęć, lubię polować, wybierać kadry. Myślę, że z tego powodu czasami moje fotografie nie powstają na tyle szybko, na ile by mogły.

Nie wydaje mi się bym był specjalnie skoncentrowany na sobie. Fotografuję to, co mnie zainteresuje, co do mnie przemawia. Jestem perfekcjonistą i mam tendencję do przesadzania z edycją, ale po prostu taki jest mój styl. Szukam perspektyw lub kompozycji, które przemawiają, czy to będzie pejzaż, szczegół rośliny, portret, cokolwiek.

Dlaczego wybrałeś fotografię analogową, a nie cyfrową?

To po prostu coś, co wyszło podczas robienia zdjęć. Kiedy byłem w szkole, a potem pracowałem jako asystent, były to początki cyfrowych lustrzanek małoobrazkowych i film ciągle oferował lepszą jakość. Obecnie, to głownie dlatego, że wolę aparaty analogowe. Lubię większy rozmiar obrazu do pracy, nawet cyfrowe ścianki dla średniego formatu nie gwarantują tego samego rozmiaru. Nie zrozum mnie źle, cyfra jest świetna pod wieloma względami. Płynność twojej pracy jest dużo większa, a dostarczanie efektów do klienta może być kwestią godzin. Wszystkie moje filmy przechodzą etap cyfrowy. Przypuszczam, że to częściowo nostalgia, a częściowo techniczna preferencja, to wszystko.

Sally Mann powiedziała kiedyś, że powinniśmy robić zdjęcia rzeczy nam najbliższych. Ty fotografujesz dużo lokalnych krajobrazów. Myślisz, że możemy w jakiś sposób oswajać naszą przestrzeń poprzez robienie jej zdjęć?

Robię dużo krajobrazów, bo jest w tym dobry i przychodzi mi to łatwo. Nie wiem co do oswajania przestrzeni, ale myślę, że możesz docenić miejsce czy środowisko na nowo jeśli zaczniesz je w sposób dogłębny fotografować. Szczerze mówiąc, bardzo chciałbym być portrecistą. Dobrze oświetlone, dopracowane portrety to coś, na co zwracam uwagę w pracach innych ludzi. Ja nie jestem dobry w zawiązywaniu relacji z ludźmi zza aparatu, dlatego na tym chciałbym się skupić w przyszłości.

Projekt „Stops along the way” pokazuje głównie dwa dystynktywne światy: ciepłą i suchą Kalifornię jak i zimne i zaśnieżone Maine. Jednak wszystkie te krajobrazy podkreślają jakiś rodzaj smutku i zagadkowej pustki, nieobecność ludzi i dominację przestrzeni (zurbanizowanej bądź nie) nad człowiekiem. Czy tak odczytujesz Amerykę?

Nie, zupełnie nie tak ją odczytuję. W zasadzie powiedziałbym, że to coś przeciwnego. Rozwinięte obszary USA są do tego mocno podobne, oczywiście z pewnymi wariacjami. Ale ja zawsze poszukuję miejsc unikalnych. Staram się robić zdjęcia tak ponadczasowe, jak to jest możliwe i „Stops...” to po prostu eksplorujący ja w czasie wypraw, fotografujący zaobserwowane ciekawe rzeczy.

aut. Mark Yaggie ("Stops along the way")
Pytam o twój odbiór Ameryki, dlatego że znajduję w twoich zdjęciach trochę europejskiego (düsseldorfskiego konkretnie) podejścia. Nie tylko zwracanie uwagi na detal, zwłaszcza w projekcie „Clairemont facades”, który bardzo przypomina niektóre prace Götza Diergartena, ale generalnie sposób na utrzymanie obrazu prostego, lecz silnego. Inspirowałeś się w jakiś sposób szkołą Bernda Bechera?

(Śmiech) Och, tak, „Clairemont facades” rzeczywiście wyglądają podobnie do prac Diergartena. Myślę, że ten styl fotografowania rozprzestrzenił się w świecie na tyle, że wielu fotografów ma swój własny styl, projekt lub serię Berna Bechera, ale w czasie robienia tych zdjęć nie myślałem o nich w ten sposób. Było to coś, co zauważyłem i uznałem, że mogłoby być interesującym tematem na serię i było to coś z miejsca, gdzie dorastałem, a więc z czym byłem obeznany i czym byłem otoczony.

I było to coś z mojego domu.

aut. Mark Yaggie ("Clairemont facades")
Myślisz, że przestrzeń, w której żyjemy, w jakiś sposób nas kształtuje?

Przestrzeń, w której żyjemy, powinna nas kształtować, absolutnie. Niektórzy ludzie mogą nią być bardziej zainspirowani albo bardziej świadomi niezwykłości miejsca, w którym żyjemy, ale to po prostu posiadanie otwartego umysłu. Na początku kiedy się tu przeprowadziłem, mówiłem ludziom, że spędziłem całe życie w Kalifornii, a oni patrzyli na mnie jakbym był szalony. Odpowiadali „dlaczego, u licha, miałbyś się stamtąd kiedykolwiek wyprowadzać?”, ale nie rozumieli, że rzadko kiedy tam w ogóle pada, pogoda jest niemal ciągle taka sama... i jest to miejsce bardzo przeludnione. Czy fajnie jest iść w lutym opalać się na plażę? Jasne, ale życie w miejscu, gdzie pogoda się rzeczywiście zmienia i twój styl życia różni się ze względu na pory roku... To było dla mnie totalnie nowe doświadczenie i myślę, że sprzyja zrobieniu wielu ciekawych fotografii. Ale w percepcji wszystko jest oczywiście relatywne.

aut. Mark Yaggie ("Vacationland")
Czy możliwe jest znaleźć w przyszłości album Marka Yaggie w księgarni?

Oby, pewnego dnia. Mam wiele pomysłów na projekty książkowe, ale ciągle brakuje mi czasu, by móc się im dostatecznie oddać.

----
Wszystkie opublikowane w tekście fotografie pochodzą ze strony Marka Yaggie: www.markyaggie.com i są jego własnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz