////
Mark Yaggie jest fotografem zamieszkałym w Portland w stanie
Maine, USA, gdzie przeprowadził się z San Diego, z Kalifornii. Ukończył Brooks
Institute w kalifornijskim Santa Barbara.
Dorastałeś w
Kalifornii, teraz mieszkasz w Maine. Jak opisałbyś to ostatnie miejsce,
praktycznie nieznane dla przeciętnego obcokrajowca? Nauczyłeś się czegoś jako
fotograf żyjąc w tych dwóch środowiskach zlokalizowanych na różnych wybrzeżach
USA?
Mark Yaggie: opisując Maine – powiedziałbym, że to w pewnym
stopniu relatywne. Jeśli byłeś w miarę zaznajomiony z tym regionem Stanów (Nową
Anglią) albo chociaż ze wschodnim wybrzeżem, Maine jest czymś, co mógłbyś sobie
wyobrazić albo przynajmniej coś, o czym słyszałeś. Dorastałem na drugim krańcu
państwa, na przedmieściach w południowej Kalifornii, co pod wieloma względami
jest stanowi przeciwległy koniec spektrum rzeczywistości, dlatego zupełnie nie
wiedziałem czego się spodziewać.
Maine jest trudne, dosyć odludne, głównym przemysłem jest
bardzo sezonowa turystyka, a zimy są długie i mroźne. Ale mając to na uwadze,
jest także niewiarygodnie piękne, tutejsze światło jest fenomenalne, a natura
jest wyraźnie obecna wszędzie wokół ciebie. W Kalifornii zazwyczaj trudno było
mi fotografować krajobrazy w sposób, który byłby interesujący. Nie że nie
mogłem tego zrobić, ale w porównaniu z lokalnymi kolorami, światłem, niebem...
Cóż, po prostu pozwala ci to skupić się tylko na kompozycji, bo o wszystko inne
już zadbano.
Kiedy i jak odkryłeś
siebie jako ktoś, kto chce robić zdjęcia i pokazywać je innym?
Zacząłem robić zdjęcia w szkole średniej jako dzieciak. Nie
byłem atletą ani bardzo dobry w szkole, więc prawdopodobnie podjąłem zajęcia z
fotografii żeby uciec od robienia czegoś innego. Spodobał mi się proces,
zwłaszcza robienie odbitek i praca w ciemni. Miałem niezłe oko do kompozycji i
kontynuowałem to. Przeszedłem kursy w koledżu i skończyłem w całkiem
renomowanym instytucie, który miał znakomitą opinię w zakresie techniki. Ale to
była szkoła, która skupiała się na fotografii jako biznesie i nie eksplorowała
specjalnie teorii albo historii sztuki, czego dziś żałuję. Ludzie wydają się
lubić moją pracę. To chyba pozwala mi pozostać aktywnym, próbując się rozwijać
i badać, co mogę z tym medium zrobić. Jednak oddałbym to wszystko żeby zostać
doskonałym ilustratorem albo malarzem (śmiech).
Czego poszukujesz w
fotografii?
Przyciągają mnie dobre kompozycje. Zwykle znajduję
odpowiednie okoliczności lub miejsca, które uważam za interesująca i czekam na
idealny moment w ciągu dnia albo padające światło. Czasami będę fotografował
miejsce lub przedmiot wielokrotnie, czasami z tym przesadzam. Zrobiłem niektóre
z moich najlepszych zdjęć pod wpływem chwili, ale mam inne, robione mnóstwo
razy, czekając na najlepsze światło, niebo czy cokolwiek potrzebnego, by zadziałało.
Mam swoje projekty, które trwają rok po roku, dla niektórych znajduję koniec
całkiem szybko. Seria „Kelp and ice” wyszła z przypadkowego odkrycia, które
uznałem za naprawdę ciekawe. Jednak po kilku zimach zdjęć na wodzie, przy
temperaturze poniżej zera, mam tego raczej dość.
W pracach innych ludzi najbardziej poszukuję dobrego
wykorzystania światła. Można teraz uzyskać wiele efektów w post-produkcji, ale
kiedy widzę kogoś, kto potrafi robić portret i zrealizować to na planie ze
światłem, naprawdę to szanuję. Zawsze uwielbiałem prace Alberta Watsona. W
czasach przed epoką cyfrową potrafił zrobić tak wiele ustawianym światłem i
fenomenalną techniką pracy w ciemni.
aut. Mark Yaggie ("Kelp and ice") |
Zatem patrzysz na
fotografie z perspektywy estetyki czy jest jeszcze rodzaj historii, którą starasz
się opowiedzieć poprzez obrazy? W odniesieniu do tego: odkładając na bok teorie
o nieistnieniu obiektywnego oka, na ile osobiste na poziomie świadomości są tak
naprawdę twoje zdjęcia? Wydaje się być dokumentalistą, który jest raczej mało
skupiony na sobie, a to dosyć rzadkie we współczesnych trendach fotografii.
Estetyka? W głównej mierze, tak. Jestem tylko obserwatorem i
kiedy mi się poszczęści udaje mi się zrobić dobre zdjęcie. Są okazje, kiedy
konieczne jest oddać się temu bardziej niż jest to dla ciebie wygodne, a
czasami robisz rozeznanie żeby trafić do miejsca z dobrym potencjałem na
zdjęcie. Często jednak to nie działa i nie udaje ci się nic zrobić.
Jednocześnie możesz jechać wzdłuż szosy i oto jest, najlepsza fotografia, jaką
zdołasz zrobić przez cały rok. Wystarczy tylko się zatrzymać i sfotografować.
Zwykle staram się opowiedzieć historię tylko jeśli to, co
fotografuję jest historią, np. zlecony projekt, a nawet wtedy miewam z tym
problem. Poszukuję dobrych zdjęć, lubię polować, wybierać kadry. Myślę, że z
tego powodu czasami moje fotografie nie powstają na tyle szybko, na ile by
mogły.
Nie wydaje mi się bym był
specjalnie skoncentrowany na sobie. Fotografuję to, co mnie zainteresuje, co do
mnie przemawia. Jestem perfekcjonistą i mam tendencję do przesadzania z edycją,
ale po prostu taki jest mój styl. Szukam perspektyw lub kompozycji, które
przemawiają, czy to będzie pejzaż, szczegół rośliny, portret, cokolwiek.
Dlaczego wybrałeś
fotografię analogową, a nie cyfrową?
To po prostu coś, co wyszło podczas robienia zdjęć. Kiedy
byłem w szkole, a potem pracowałem jako asystent, były to początki cyfrowych
lustrzanek małoobrazkowych i film ciągle oferował lepszą jakość. Obecnie, to
głownie dlatego, że wolę aparaty analogowe. Lubię większy rozmiar obrazu do
pracy, nawet cyfrowe ścianki dla średniego formatu nie gwarantują tego samego
rozmiaru. Nie zrozum mnie źle, cyfra jest świetna pod wieloma względami.
Płynność twojej pracy jest dużo większa, a dostarczanie efektów do klienta może
być kwestią godzin. Wszystkie moje filmy przechodzą etap cyfrowy. Przypuszczam,
że to częściowo nostalgia, a częściowo techniczna preferencja, to wszystko.
Sally Mann
powiedziała kiedyś, że powinniśmy robić zdjęcia rzeczy nam najbliższych. Ty fotografujesz
dużo lokalnych krajobrazów. Myślisz, że możemy w jakiś sposób oswajać naszą
przestrzeń poprzez robienie jej zdjęć?
Robię dużo krajobrazów, bo jest w tym dobry i przychodzi mi
to łatwo. Nie wiem co do oswajania przestrzeni, ale myślę, że możesz docenić
miejsce czy środowisko na nowo jeśli zaczniesz je w sposób dogłębny
fotografować. Szczerze mówiąc, bardzo chciałbym być portrecistą. Dobrze
oświetlone, dopracowane portrety to coś, na co zwracam uwagę w pracach innych
ludzi. Ja nie jestem dobry w zawiązywaniu relacji z ludźmi zza aparatu, dlatego
na tym chciałbym się skupić w przyszłości.
Projekt „Stops along
the way” pokazuje głównie dwa dystynktywne światy: ciepłą i suchą Kalifornię
jak i zimne i zaśnieżone Maine. Jednak wszystkie te krajobrazy podkreślają
jakiś rodzaj smutku i zagadkowej pustki, nieobecność ludzi i dominację
przestrzeni (zurbanizowanej bądź nie) nad człowiekiem. Czy tak odczytujesz
Amerykę?
Nie, zupełnie nie tak ją odczytuję. W zasadzie
powiedziałbym, że to coś przeciwnego. Rozwinięte obszary USA są do tego mocno
podobne, oczywiście z pewnymi wariacjami. Ale ja zawsze poszukuję miejsc
unikalnych. Staram się robić zdjęcia tak ponadczasowe, jak to jest możliwe i „Stops...”
to po prostu eksplorujący ja w czasie wypraw, fotografujący zaobserwowane
ciekawe rzeczy.
aut. Mark Yaggie ("Stops along the way") |
Pytam o twój odbiór
Ameryki, dlatego że znajduję w twoich zdjęciach trochę europejskiego (düsseldorfskiego
konkretnie) podejścia. Nie tylko zwracanie uwagi na detal, zwłaszcza w
projekcie „Clairemont facades”, który bardzo przypomina niektóre prace Götza
Diergartena, ale generalnie sposób na utrzymanie obrazu prostego, lecz silnego.
Inspirowałeś się w jakiś sposób szkołą Bernda Bechera?
(Śmiech) Och, tak, „Clairemont facades” rzeczywiście
wyglądają podobnie do prac Diergartena. Myślę, że ten styl fotografowania
rozprzestrzenił się w świecie na tyle, że wielu fotografów ma swój własny styl,
projekt lub serię Berna Bechera, ale w czasie robienia tych zdjęć nie myślałem
o nich w ten sposób. Było to coś, co zauważyłem i uznałem, że mogłoby być
interesującym tematem na serię i było to coś z miejsca, gdzie dorastałem, a
więc z czym byłem obeznany i czym byłem otoczony.
I było to coś z mojego domu.
aut. Mark Yaggie ("Clairemont facades") |
Myślisz, że
przestrzeń, w której żyjemy, w jakiś sposób nas kształtuje?
Przestrzeń, w której żyjemy, powinna nas kształtować,
absolutnie. Niektórzy ludzie mogą nią być bardziej zainspirowani albo bardziej
świadomi niezwykłości miejsca, w którym żyjemy, ale to po prostu posiadanie
otwartego umysłu. Na początku kiedy się tu przeprowadziłem, mówiłem ludziom, że
spędziłem całe życie w Kalifornii, a oni patrzyli na mnie jakbym był szalony.
Odpowiadali „dlaczego, u licha, miałbyś się stamtąd kiedykolwiek wyprowadzać?”,
ale nie rozumieli, że rzadko kiedy tam w ogóle pada, pogoda jest niemal ciągle
taka sama... i jest to miejsce bardzo przeludnione. Czy fajnie jest iść w lutym
opalać się na plażę? Jasne, ale życie w miejscu, gdzie pogoda się rzeczywiście
zmienia i twój styl życia różni się ze względu na pory roku... To było dla mnie
totalnie nowe doświadczenie i myślę, że sprzyja zrobieniu wielu ciekawych
fotografii. Ale w percepcji wszystko jest oczywiście relatywne.
aut. Mark Yaggie ("Vacationland") |
Czy możliwe jest
znaleźć w przyszłości album Marka Yaggie w księgarni?
Oby, pewnego dnia. Mam wiele pomysłów na projekty książkowe,
ale ciągle brakuje mi czasu, by móc się im dostatecznie oddać.
Wszystkie opublikowane w tekście fotografie pochodzą ze strony Marka Yaggie: www.markyaggie.com i są jego własnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz